Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak, że nieraz w przeciwnych kierunkach para ostatnia z pierwszą się rozmijać musiała...
Na dany znak muzyka poczęła od ucha... państwo młodzi w pierwszéj parze... ruszono... Zygmunt dostał jakąś panią mało znajomą, i ani wiedział gdzie i jak stanął. Z panną młodą niemal każdy tańcował z gości dostojniejszych, poszło więc odbijanego, z wielką po toastach i winie wesołością i okrzykami. Ani się opatrzył Piętka, jak mu ktoś jego parę odjął, a on do następnéj przeszedł... Był to dzień zaprawdę szczęśliwy dla niego, a może też przyjaciele poczciwi trochę temu szczęściu dopomogli... Ledwie rozmowę począł Zygmunt z ową panią, już znowu go odbito, posunął się do następnéj, a była to pani Bartochowska, w dobrym humorze i nad podziw wesoła.
— Patrzaj pan, o dwie pary za nami, jejmość idzie, byle jeszcze odbito, będziesz musiał ją wziąć. Spodziewam się, że ci się nie żachnie, a jak ręki jéj dostaniesz, poradzimy na to, ażebyście z sobą chodzili jak najdłużéj. Masz pan dobrych przyjaciół.
Ledwie wyrazów tych dokończyć mogła, gdy Zygmunt już poszedł od niéj odsądzony... i postrzegł, iż za nim w parze była z Mioduszewskim jego żona. Serce mu zakołatało mocno. Co też to będzie? co to będzie?
Niemało oczu patrzało także z ciekawością na to widowisko, bo było nie lada i różni różnie wróżyli, po marsowém wejrzeniu Elżuni, która też przewidzieć