Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bojaźnią i ledwie nie nienawiścią. Nie wiem czy nie straszniej bolesne jest położenie człowieka, co posiadał skarb i utracił, niżeli tego, co tylko pożądał, a nie miał nigdy. On ją widzi zawsze zdaleka, niepoścignioną, a w myśli poi się i wyrzuca sobie stracone szczęście, stracone może winą własną. Na balu owym widziałem go w kątku ciemnym, z założonemi rękoma, z bladą twarzą, jak ją pożerał oczyma, a łzy błyszczące z pod powiek mu się srebrzyły. Ona go nie widziała; gdyby go zobaczyła, byłaby jak od upiora uciekła. Biedny człowiek! Cała ta część jego życia, której surowym i świętym obowiązkom się poświęca, spływa na rozmyślaniu, na zatapianiu się w namiętności, którą pokonać pragnął, a nie może.
Pokój, w którym mieszkali kiedy byli razem, dotąd zamknięty, w takim stanie pozostał, w jakim go ona odjechała. Mówili mi ludzie, że nikt tam, prócz niego, wejść nie ma prawa. On się zamyka w nim biedny, podlewa kwiaty, wpatruje się w sprzęty pyłem przysute, i mrze nienasyconem uczuciem. A ona? — ona się pieści, ona się bawi, i ze wstrętem, ze wzgardą, z przestrachem imię jego wspomina. Jestto, mówią ludzie, tak czuła, tak pełna serca kobieta, a nadewszystko tak nerwowa!! a on? — o! to zimny człowiek, bez serca, bez czucia, tyran domowy!! Wierz po tem sądom ludzkim, wszystkie są trochę temu podobne.
Niewidzialny czuwa nad nią: ona nie wie jak, czyją sprawą, wszystkie drobne życia trudnostki, te kamyki, na których się człowiek co chwila spotyka, są dla niej całkiem nieznane. Pieszczone dziecię losu, nie domyśla się nawet, czyja ręka usuwa z pod jej stóp wszelką zawadę, i troskliwie ochrania ją od najlżejszego strapienia.