Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zowią światem per excellentiam, zbliżyć się myślą do Boga, rozwagą do siebie, uczuciem do ludzi. Pan nadużyłeś w młodych latach przyjemnostek życia: trzeba żebyś się uleczył z tej skłonności widzenia go ze strony zabawnej a czczej.
Mówił, ja słuchałem, i zważ co za zmiana? Jam sobie dał to wszystko powiedzieć, a co więcej, jam postanowił uczynić tak, jak mi radził. On i kapitan nastręczyli mi niezbyt daleko od Turzej­‑Góry i od Rumianej (z Rumianą graniczy) majątek wielki, opuszczony, który biorę w dzierżawę. Rozumiesz ty to i wierzysz temu, Munciu?
Ta nieszczęsna wygrana, której połowę chciałem napróżno oddać dziadowi; wygrana, co mi pali dłonie, co mnie może zgubiła w oczach surowej Ireny, stała się za karę węgielnym kamieniem mojej przyszłości. Dziś podpisujemy kontrakt dzierżawny, płacę pieniądze, a w marcu obejmę moje nowe gospodarstwo.
Ireny i dziada mojego nie chcę widzieć więcej: jej nie pokażę się, bo się wstydzę, bo się jej lękam, bo ją kocham; dziad mój, choć dobrze nie rozplątałem dotąd powodów, zdradził mnie, odepchnął; na cóż mu się mam narzucać? Wprawdzie od ostatniego wieczoru jakby go zgryzota sumienia dręczyła: przychodził do mnie, przysyłał, a dowiedziawszy się, że kapitan i Graba czynnie mi pomagają i ja zostaję w tych stronach, mruczał niespokojny, oświadczając się z chęcią pomocy dla mnie. Nie odpowiedziałem mu, bo szanuję siwe jego włosy, ale dałem mu uczuć, że odtąd będziemy obcy dla siebie.
Śmiej się, jeśli ci się spodoba, ja spieszę do mojego (jak to zowią) jurisdatora, ostatecznie umawiać się o dzierżawę. Zapadliska (tak się zowie dzierżawa moja, i