Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 48 —

przed Samurskim: obrażając jego, obraziłeś nas wszystkich, jego przyjaciół; w imieniu wszystkich proszę pana o satysfakcję.
Graba z uśmiechem litości spojrzał na pana Pruckiego, potem na Paliwodę, który zmięszany, zawstydzony, stał w milczeniu, gryząc wąsy.
— Jakiejże pan chcesz satysfakcji? — odpowiedział Graba powolnie.
— Albo pan przeproś publicznie, a nie, to się będziemy strzelać!
— Za cóżto mam przeprosić?
— Za to co pan mówił przed Samurskim o Paliwodzie. To trzeba odwołać!
— A gdy nie odwołam?
— To się będziemy strzelać!
— A potem? — spytał go Graba.
— Coto pan żartuje? — rzekł Prucki.
— Nie, uchowaj Boże! to sprawa bardzo poważna: z czegożby tu żartować? chyba z pańskiej fantazji, i ochoty, żebym go skaleczył.
— To jeszcze zobaczymy!
— To rzecz niezawodna! — rzekł Graba. — Mam pierwszy strzał jako wyzwany.
— Niech sobie i tak będzie.
— Nie chcę pana pozbawić prawej ręki, potrzebnej do muskania wąsów, będę musiał przestrzelić mu lewą, bo zabić nie myślę! Pan masz jeszcze tyle rzeczy do wyuczenia się w życiu, że przerywać go byłoby nielitością.
Prucki i Samurski, pomimo zaindyczenia, pomięszali się nieco zimną krwią i szyderstwem Graby; Paliwoda