Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 47 —

nawet nieraz; dopilnować sprawy sieroty i wdowy w opiece, sprawy drugiego sieroty także, włościanina, w stosunku jego do właściciela ziemi? Maszże dość wytrwałości, rozwagi, zimnej krwi, żeby przedstawiać powiat wszędzie, ująć się za jego dobrem, utrzymać w nim powierzony twej pieczy i sumieniu porządek, sprawiedliwość? Dopilnować siebie, dopilnować drugich, skarżyć, gdy każe prawda, kłócić się, gdy kłótni wymaga sumienie, prześladować rabusiów i łotrów, których z kątów wszystkich powymiatać ci potrzeba: masz na to siły? powiedz!
Paliwoda stał zafrasowany, nie wiedząc co odpowiedzieć; ale znać było, że prawda przecisnęła się do głębi jego serca: wstyd mu tylko było ją uznać.
— Wiesz co, kochany panie Konstanty, wreszcie powiem ci najgłówniejsze. Widzę ze wszystkiego, że wybranym być nie możesz, pomimo gorliwych starań twoich przyjaciół: na co ci się narażać na pewny upadek?
— Pan sądzisz, że pewny?
— Niezawodny! Lepiej wcześnie zrzec się otwarcie kandydacji.
Domawiali tych słów, gdy po naradzie wrzawliwej w pierwszym pokoju, pan Samurski wraz z panem Pruckim, młodzieńcem co miał cztery pojedynki, a ośm razy śniadanie pojedynkowe, weszli nieproszeni szumnie drzwi otwierając, z minami rozognionemi i zapowiadającemi burzę.
Pan Prucki postąpił śmiało, odpychając Paliwodę, który go hamował, wprost do Graby, i głosem podniesionym zawołał:
— Te przeprosiny i wyłgiwania się nie pomogą. Pan obraziłeś pana Konstantego, mówiąc o nim obelżywie