Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 37 —

cette force la. Otoż i uczennica w tym rodzaju. Ktośto się z tem ożeni, bo strasznie bogata, a wysoko nie patrzy: ależ biada temu szczęśliwemu! Wiesz, droga Tereniu, przestrzegam cię, boję się, zdaje mi się, że tam Jasia twojego prowadzą!
Nadspodziewanie nic się tego nie ulękła pani Grabowa, i spytała tylko ciekawie:
— Mego Jasia?
— Po cóżby tam pan Hutor-Graba z synem bywali tak często?
— Ale to dziecko jeszcze!
— I ona starsza od niego, pewnie starsza!
— Widać, że się z dziwactwa dziwakowi podobać musiała.
— Podobać! On ją wielbi, ubóstwia! Znalazł swój swego, Tereniu! Radź wcześnie, bo ci syna utopią.
— O! bezemnie Jaś nic nie zrobi! — odparła matka spokojnie. — Ale powiedz-że mi, moja Lasiu kochana, czy ładna doprawdy?
— Juściż nie brzydka!
— Imię piękne?...
— Imię? dzieciństwo!
— Daruj, ja tak nie myślę: imię, to rzecz wielka, bardzo wielka! I powiadasz, że bogata?
— O! co to, niesłychanie! Ale jeżeli sama rządzić się będzie, to niedługo potrwa: dzieli się tem co ma z całym powiatem.
— Co za szkoda, że taka dziwaczka! — odezwała się pani Grabowa — doprawdy! Jasiowi potrzeba właśnie pięknego imienia, pięknej twarzy i bogatej jak ona kobiety.
— Jakto? dlatego że bogata! — silnie, wzruszając ramionami, wykrzyknęła pani Lacka.