Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 35 —

— Józia jeszcze na zabawach nie bywa — zawołała Pani Teresa — to dziecię! Ale ty wiesz, że w mojej boleści jedyną ulgą jest szał i odurzenie. Zabawa nie bawi mnie, lecz upaja i odrywa od rozpaczy, w którąbym wpaść musiała.
— Więc się zobaczym na dzisiejszym wieczorze?
— Będę! muszę być! Powlokę się z trucizna w sercu, ze smutnem piętnem na czole; bo gdyby nie to gwałtowne lekarstwo, dawnobym pod brzemieniem cierpień upaść musiała. Upijam się, Lasiu! upijam, żeby boleść zagłuszyć!
Pani Lacka uśmiechnęła się bardzo nieznacznie, i po cichu spytała jeszcze:
— Nie boisz-że się go spotkać?
— Jego? on nigdy nie bywa na zabawach; a wreszcie to mi obojętna. Jest-że on tutaj?
— Zdaje mi się, że miał przybyć.
— Myślisz? — spytała pani Teresa trochę niespokojnie. — O! toby mi zabawę struć mogło! — i spuściła głowę. — I Jaś zapewne z nim! Jaś zawsze z nim jest: mogłabym go zobaczyć! Ale nie, nie! nie mówmy o tem: czuję jak mi to zgubnie działa na nerwy. Zmieńmy przedmiot; zaczęłaś o przyjaciołce swej Irenie?
— Przyjaciołce? — cicho z ironją zawołała pani Lacka — ha! ha!
— Więc i to jakaś dziwaczka?
— Najosobliwsza pod słońcem istota; i gdyby był młodszy, to właśnie żona dla twojego męża: doskonale się cenią i rozumieją!
Pani Teresa ruszyła ramionami.
— Więc to jakaś poczwara!
— Wcale ładna poczwarka! Wystaw sobie comtesse