Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 21 —

miasteczka, więcej dla dowiedzenia się o handlu zbożowym niż dla narady wyborczej, przez oszczędność zajął kwaterę lichą i smrodliwą, ale tanią, w domu żydowskim krewnych swego arendarza, i nie znajdował się na przygotowawczem zgromadzeniu u Abrahama. Nie było też ani Grabów, ani młodego Sumina, bo ci tylko co wysiedli, i nie mieli jeszcze czasu wyjść do miasteczka, rozpakowując się i spoczywając po drodze.
Tymczasem ponad billardem żywe toczyły się rozmowy, których głównym przedmiotem był wybór pana marszałka. Stary marszałek chciał bardzo i nadal się utrzymać; Paliwoda i inni usiłowali go zastąpić, nie przestając jednak zapewniać, że podtrzymywać go będą. Cicha partja prowadziła pana Kaletyńskiego, który widząc w marszałkowstwie wiele zysków przyszłych na podradach, bezkarność w wielu potrzebnych mu nadużyciach, rozrachowawszy zyski i straty, choć wahał się jeszcze, przyjąłby może przez wzgląd na serca obywatelskie (termin właściwy) i urzędowe ciężary, i tytuł, i korzyści marszałkowskie.
Wielu, jak kapitan, przez skrytość charakteru właściwą, Cyncyrankiewicz przez dworstwo, do którego nawykł, nie dawali po sobie poznać komu swoje głosy przyrzekli. Cyncyrankiewicz bacznie oglądał u kogo objady mogłyby być najsmaczniejsze i najobfitsze, gdyby został naczelnikiem powiatu, nie chcąc się przytem nikomu narazić, bo czuł, że najgorszy objad lepszy jest od żadnego; w nikim więc nie chciał mieć nieprzyjaciela. Przytomność marszałka siedzącego pod piecem, nie dozwalała ani stronnictwu Paliwody, ani innym głośno się naradzić; lecz jak tylko marszałek z sekreta-