Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rupiecie i tym podobne głupstwa. Czy uwierzy pan, słyszałem, i to z ust pewnych, bardzo pewnych, że za jeden, ot, tyćki obrazek, dzieciństwo, zapłacił trzysta dukatów?! Widziałem nawet, bo mi pokazywano tę sztuczkę: nie ma nic, jabym za to trzy grosze nie dał. Takto w tem wszystkiem nie ma zdrowego rozsądku. A nudny, panie, aj! aj! o sto mil uciekać: żebyś mu pan o pogodzie zaczął mówić, to i z niej wyciągnie jakieś kazanie. Powiem panu, że my się go boimy jak ognia, i uciekamy jak od zapowietrzonego.
Takito jest sąd współobywateli o człowieku, który z nich wszystkich sam tylko pojął swe stanowisko surowiej, i żadnej słabości nie folguje, żadnego z obowiązków swych nie zapomina.
Na jednym wieczorze, gdy mnie zapraszano do kart, a jam odpowiedział, że się wyrzekłem gry w karty, pan Samurski krzyknął ze śmiechem:
— Jużto znać zaraz, że pan sąsiaduje z panem Grabą: to już jego lekcja! Coto za głupstwo wyrzec się kart! cha! cha! Et! coto już i gadać o tem. Jakto można oddzielać się od towarzystwa i chcieć być rozumniejszym od wszystkich? No, nie mówię zgrywać się, ale tak dla zabawki sobie pograć.
— Proszę pana — spytałem go — jakiż jest pożytek z gry?
— A jużciż zabawka, to i dość, zabicie czasu.
— To panu tak czas w naszem towarzystwie cięży, że go chcesz zabijać co najprędzej? Któż ma życia za nadto, żeby je zabijał? Jesteś więc pan znudzony, nieszczęśliwy, że się chcesz pozbywać go choćby kartami?
— Coto gadać? coto gadać? ja wiem, że pan mnie przegadasz; ale co prawda to prawda: cały świat przecie