Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 139 —

— Pan temu nie winien, a któż taki?
— Los, wypadek, inexorabile fatum, ale pozwól sobie rzec słowo, panie marszałku dobrodzieju, wszak używalność za mną.
— Jak to? w imię ojca! a kiedyżeś pan używał Zajamia?
— A jużciż, wszak tam polowałem.
— To tak!
— I mapa za mną!
— Moja mapa, gdzie stoi wyraźnie: Ostęp Zajamie ante unionem używalność wsi Kurzyłówki, lapsu temporis ad Turza-Góra violenter zajęty.
— To tak! to tak! — powtarzał mój dziad trzęsąc się od gniewu.
— A pańscy ludzie, uczciwi, sumienni ludzie, świadomi miejscowości i używalności, sami tryby bili.
— Dobrze! dobrze! zobaczymy!
— Tylko bez gniewu w sercu — dorzucił kapitan — ja pana mego kochając...
— A! kochaj pan sobie kogo chcesz i daj mi pokój ze swojem kochaniem.
To mówiąc, siadł stary do bryczki i pojechał.
Nazajutrz sprawa poczęta. Kapitan zaciera ręce, kłania się aż w krzyżach trzeszczy, uśmiecha się,.. zwycięża.
Mnie żal biednego starca; tyle go razem przykrości spotkało: schudł, zmizerniał, zmalał, nawet polowanie odtrąca już zamyślony. Nie wiem czy się z marszałkowstwa potrafi już wyłamać; pan Graba, z obowiązku, jak mówi, ciągle nad nim siedzi, żeby go wyuczyć jak ma marszałkować, jak całkiem trzeba się poświęcić temu urzędowi, aby nie mieć na sumieniu niedopełnienia