Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pocałowałam go w czoło, ale zamiast podziękowania za tę pieszczotę, porwał się jak oparzony.
— Dalibóg! — zawołał — do kroćset beczek zajęcy! ona go już kocha! nie łasiłabyś się tak!
Śmiejąc się, uciekłam do drugiego pokoju, a stary, pomruczawszy, wskoczył na bryczkę i pojechał.
Otoż masz ważną scenę z dramatu mojego życia. Ja go kocham! tak, ja go kocham! odgadł stary, chociaż doprawdy i gniewam się razem na niego i na siebie. Bo za co go kocham, dlaczego?... nie wiem. Miłość jest zawsze bez logiki. Nie piękny (ale jużciż nie myśl znowu, że brzydki... nie), ale na co to wszystko...
Proszę cię, Faniu, poczciwa moja przyjaciółko, pomódl się tam, żeby to pierwsze uczucie mogło być ostatniem, żebym nie potrzebowała gasić go w sobie i z niem walczyć...

(Reszta listu oddarta.)




XVII.
Jerzy do Edmunda.

Pierwszy tylko krok był trudny: teraz już bywam w Rumianej, ale pamiętny posądzeń, które na mnie rzucono, znając położenie moje, nigdy się nie odważę ani jej powiedzieć, ani okazać, co się w sercu mojem dzieje.
Będę kochał, marzył, cierpiał i milczał; dość mi, że widzieć ją mogę.
Pan Piotr przez długi czas nie dał mi się złapać. Od pamiętnego spotkania się z panią Lacką, stronił