Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

długi rok! Mnieby łatwo może było napisać ich więcej; ale godziż się tobie, pracowitej naczelnicy zakładu wychowania, truć godziny listami takiej jak ja próżniaczki. Nie wiem czy list mój majowy doszedł rąk twoich? przez ileto rąk, przez tyle torbek pocztowych i skrzyneczek i wózków i statków te listy przechodzą, że mi trudno pojąć, jak do celu trafić mogą. Napiszże mi, czy dobrze do ciebie adresuję, czy je regularnie odbierasz; nie chciałabym pisać dla pocztmejstrów i ciekawych szperaczy listów zbłąkanych, ani też żeby mnie nikt nie czytał. Piszę do ciebie całą duszą: szkodaby mi było utopionych wyrazów uczucia, które na białej stronicy, jak na skrzydle gołębia, do ciebie przesyłam. Obiecałam ci donosić szczerze, otwarcie, jakbym jeszcze była twoją uczenicą i towarzyszką, co się ze mną dziać będzie: uiszczę się z tego sumiennie, nawet może aż nadto.
Widzisz, że nadaremnie prorokowałaś mi prędką miłość, prędkie za mąż pójście i prędkie szczęście: ostatnie podobno zawsze zaprędko przychodzi i przechodzi. Lepiej jeszcze czekać na nie, niż płakać po niem.
Młody mój pan Georges, o którym ci już pisałam, com go tak dziwnie i niespodzianie poznała, który tak silne na mnie zrobił wrażenie, żem się w początku za nie na siebie i na niego gniewała, zawsze jest jeszcze w naszych stronach. Nie umiem ci opisać, jak mnie własne serce upokorzyło w tym razie; nigdym się po niem takiej nie spodziała zdrady: próżno wystawiałam mu, że w tym elegancie małej stolicy naszej nic nie ma tak osobliwego, że całkiem jest pospolity. Nie pomogło rozumowanie, choć doprawdy było bardzo silne, Walczyłam z sobą, i upokorzona wreszcie musiałam