Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 1.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 75 —

mścić, prócz na mnie, dał mi się straszliwie we znaki.
Ale widzę, że list przeciągnął się nad wszelką miarę przyzwoitą, tak, że mógłby już obszernością swoją najdziksze domysły pocztmejstrów usprawiedliwiać; kończę go spiesznie, a raczej urywam. Z następującego dowiesz się o losach wiernego waszego przyjaciela

Jerzego.




V.
Turza-Góra, dnia 23. listopada.

Kochany Munciu! Nie wiem doprawdy na czem stanąłem, pisząc przed kilką dniami do ciebie; potrzebuję się z kimś podzielić i siadać znowu do listu, opowiadać dzieje mojego pobytu na Polesiu.
Zdaje mi się, żem się zatrzymał na tem, gdy koniuszy, zmożony prośbą czy rozkazem (to rzecz dla mnie nie rozwiązana) Ireny, pozostał ze mną w Rumianej.
Zaledwieśmy wstali od stołu, gdy przez okno postrzegł koniuszy nadjeżdżającego z Turzej-Góry kozaka. Wybiegł do niego niespokojny. Jakoż było czego: ekonom donosił, że korzystając z nieobecności dziada, kapitan polował w lasach turzo-górskich, od granicy Kurzyłówki, wprawdzie niedaleko się zapędziwszy, ale właśnie w ten ostęp, w którym sarny hodowano i gdzie nikomu strzelać nie było wolno.
Znać potrzeba namiętność koniuszego do myśliwstwa, żeby sobie wyobrazić, jaka go ogarnęła wściekłość, jaki go szał opanował, gdy tę wiadomość odebrał. Natychmiast rozkazał konie zaprzęgać i sposobić do drogi, a