Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 1.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 139 —

utrzymać, a broń Boże sprawy, da się i policji we znaki, bo i gubernatora zna dobrze, na balach u niego bywał, i nawet w stolicy ma swoje stosunki.
— Toż to są powody do wyboru pana Paliwody?
— Zresztą, cóż pan chcesz, uczciwy człowiek.
— Jak pan to rozumiesz? — spytał nagle Graba.
Samurski się zaczerwienił.
— A któż powie że nieuczciwy?
— Poczekajmy, sąsiedzie. Najprzód określmy, z łaski swojej, co rozumiesz przez uczciwego człowieka?
— Jużciż, proszę pana — perząc się zawołał tłusty jegomość — każdy to wie.
— A mnie się zdaje, że nie.
— Uczciwy człowiek, honorowy człowiek, zacny człowiek, rozumie się to wszystko jedno; szelmostwa żadnego nie zrobił.
— Czyż to dosyć, żeby się nazywać uczciwym?
— No, a jak Boga kocham, tak ja pana nie rozumiem.
— Posłuchaj więc dwa słowa: uczciwym człowiekiem niekoniecznie jest ten, co złego nie robi, ale taki, co czyni jeszcze dobre, do którego jest obowiązany.
— No, ale co pan ma przeciw panu Paliwodzie, bo pan wie, że jesteśmy krewni?
— Wiem, że panowie jesteście krewni — spokojnie odparł Graba — i nie mam osobiście nic przeciwko Paliwodzie; ale żeby go obrać marszałkiem, nie zdaje mi się.
— Ale, proszę pana, dlaczegożto? — coraz dumniej i natarczywiej zawołał Samurski, stając w miejscu i zakładając rękę za kamizelkę.
— Czy żądasz pan odemnie całej i sumiennej prawdy? Bądź pan pewien, że ją powiem.