Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 1.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 135 —

nowość nie przychodzi bez pracy i walki nawet. Wykręcają więc moje nowości, tłumaczą je najpoczwarniej i czynią ze mnie straszydło. Stałem się nienawistny moim sąsiadom i jedno to tylko mnie pociesza, że gdy niektórzy mnie cierpieć nie mogą, drudzy, sprawiedliwsi, mimowolnie szanować muszą.
— Powinniby się uczyć, naśladować.
— Nie naśladujemy nigdy, jak skoro naśladowanie miłość naszą własną obraża; naśladujemy po większej części mimowoli, nie wiedząc o tem. Rozumne naśladowanie jest ofiarą z miłości własnej, na którą nie każdy się zdobyć może.
— Prawda, lecz człowiek też często miłość własną poświęca chęci zysku, a tu tyle jest zysków!
— W zyski moje nikt wierzyć nie chce: uparcie dowodzą wszyscy, że się muszę zrujnować. Nikt nie mówi na graczy i rozrzutników, że są bliscy bankructwa, które nad ich głową wisi codzień, bo społeczeństwo nasze pobłaża im chętnie; lecz niech ktokolwiek poświęci co zamiłowaniu w sztuce, książkom, obrazom i t. p., nazajutrz w opinji powszechnej zostanie zrujnowanym.
— Pozwól pan powiedzieć sobie, że to może nie bez przyczyny — rzekł Jerzy — widzieliśmy tysiące przykładów, w pierwszych rodzinach naszych ruiny, przez brak rachunku a nagłe rzucanie się w wydatki, nie zastosowane do stanu majątkowego.
— To prawda — odparł Graba — widzieliśmy wielu panów, którzy z Włoch, Francji i Niemiec po to tylko poprzywozili bibljoteki i obrazy, by je na sprzedaż w kraju wystawić. Lecz nieopatrzność tych nieszczęśliwych, którzy mieli sobie za jakiś punkt honoru nigdy