Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 1.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 131 —

który ma się lepiej i widzi przyszłość przed sobą, nie pije. Po wtóre, nietylko że polepszając stan chłopów, wskazywałem im nieustannie obrzydliwe skutki pijaństwa, lecz w karczmach moich chętnie poświęciłem lichy zysk daleko większemu zyskowi ulepszenia ludu. W karczmach najsurowiej zabroniono sprzedawać wódkę w większych ilościach, i pić w nich zakazano najmocniej. Każdy bierze wódkę do domu, a tam i zachęty mu braknie, i tysiąc go powodów wstrzyma od pijaństwa. Oprócz tego osobny dozorca szynków ciągle czuwa, i nieustannie objeżdżając, pilnuje, żeby kieliszek gorzałki potrzebny zdrowiu i siłom, nie przechodził w granice szkodliwe i najszkodliwsze całemu życiu wieśniaka.
Wyrzucając precz żydów, nawykłych do ssania wieśniaka, musiałem ich w pewien sposób zastąpić. Żyd był chaty bankierem, doradcą, kapitalistą, ale jego pożyczka lichwiarska niszczyła chwilowym zasiłkiem. Ten mały budynek jest bankiem wioski: tu każdy znajduje pomoc w potrzebie, i łatwość wypłaty, którą tygodniowo i częściowo wnosi. Pierwszy kapitał zakładowy banku jest własnością mojej gromady, a pochodzi z przychodów, jakie jej dały grunta, uprawione przez lat kilka wspólnemi siłami.
Obok banku masz pan sąd gromadzki, złożony i wybierany corocznie przez gromadę starszyzny, która wszystkie sprawy nietylko między wieśniakami, ale nawet między dworem a nimi wyniknąć mogące, rozstrzyga. Ja sam dobrowolnie poddaję się sądowi temu, który nigdy, zaręczam panu, nietylko niesprawiedliwie nie osądził, ale cienia niesłuszności nie ściągnął na siebie.