Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 1.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 114 —

kuchmistrza Francuza, ani tych tysiąca fraszek, któremi nas moda zarzuca: ale kąpię się w książkach, ale rozkoszuję tworami sztuki. Patrz pan — dodał — oto obrazy wyborne, które zarówno obcy i nasi mistrze wyleli na płótno, świadczące jak wiele może myśl ludzka w walce z ograniczonemi środkami wcielenia się. To jest prawdziwe zwycięstwo człowieka nad materją, to wiekuista jego chluba, to dowód nieśmiertelnej w nim iskierki.
Tworzyć dla rozkoszy tworzenia, oblekać myśl w ciało, puszczać ją w świat niemowlęciem, by może na olbrzyma wyrosła... jeden tylko może człowiek. Lecz nie bądźmy tem dumni; każda karta, każdy rys twórczości ludzkiej dowodzący, dowodzi zarazem bezsilności i granic jego potęgi.
Jerzy zbliżył się najprzód ku księgom, których nie zalecały ani szafy, ani bogata oprawa, ani nic powierzchownie tylko błyszczącego. On, co dotąd mało się zajmował literaturą, zwłaszcza krajową, z podziwieniem ujrzał ile tu ona półek zajmowała. Szacowne przeszłości pamiątki, zabytki nasze, skostniała przeszłość cała, co potomności da świadectwo naszego bytu dawnego, gromadziła się tu w bogatych na podziw zbiorach. Jednę tylko wielką szafę znalazł poświęconą tworom umysłu ludzkiego wybranym, reszta była polską rzeczą, językiem lub duchem.
Naprzeciw wisiały obrazy, wybrane z równą troskliwością. Odbijały się i w nich niepowrotne karty dziejów, twarze wielkich ludzi zgasłych, tryskała myśl mistrzów, natchnienie religijne lub odwzorowana wiernie naszych okolic fizjognomja.
— Ten zbiór — rzekł Graba — najwięcej mnie kosztuje,