Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 1.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 113 —

chciano z niebios sprowadzić na ziemię.
Duszy więc pokarm to piękno we wszelkim rodzaju. Dusza myśli, dusza pragnie towarzystwa wielkich ludzi, spełnienia czynów szlachetnych, rozważania Boga i siebie, nareszcie natury pięknej.
Karmię się księgą, rozmową, dziełem sztuki i temi obrazami natury, których dziś szukam w ogrodzie, a w przyszłości marzę ogrodem ziemię całą, bo ją szczęśliwsze od naszego wieki z sobą razem do ideału podniosą.
Dla mojej duszy obraz ten, na pozór zbytkowny, jest karmią, jest potrzebą; w nim widzę przeszłość rodu ludzkiego i kolebkę straconą, o której gwarzą podania; w nim widzę jego przyszłość, do której powolnie i mozolnie postępuje. To raj mój, który myśl zaludnia. Oto tłumaczenie dla czego mam ogród. Że go mieć mogłem, wymawiam się tem, że mi zostawały odłogi; że ludzie wiejscy mają gruntów dosyć: a na utrzymanie ogrodu to tylko wydaję, co zbywa mi od obowiązków. Pot ludzki nigdy się dotąd na moje potrzeby fantazyjne nie wylał. Staram się, by w tym raju łza ludzi nie pociekła, nie stęknęło westchnienie.
Jerzy który słuchał z zajęciem trochę egzaltowanych wyrażeń pana Graby, nic na nie odpowiedzieć nie mógł, czy nie chciał. W tem gospodarz drzwi otworzył i gość z podziwieniem największem ujrzał przed sobą dość długą galerję, zawieszoną obrazami z jednej strony, zastawioną szafami książek z drugiej.
— Oto jeszcze zbytki moje! — zawołał pan Graba. — Spowiadam się ze wszystkich razem grzechów tego rodzaju: to podwójny karm dla duszy. Nie mam cugów, nie mam paradnych koni, karet, liberji, pałaców, ani