Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
30
J. I. KRASZEWSKI

Saskiego ogrodu. Pochodzimy w cieniu tych starych drzew, które, nie wiem, czy długo spokój taki okrywać będą... ukradniemy życiu ciężkiemu godzinę... a ty mi opowiesz — dodała — jakto tam było wczoraj. Wiem od służącej z ulicy, że pogrzeb był rodzajem manifestacji, że z niego poszliście na Wolę... Wszak byłeś na Woli?... No! Mów mi, a wszystko i wszystko. Wielki to i piękny obraz z taką energją po trzydziestoletnim ucisku obudzającego się narodu. I mnie serce bije dumą jakąś!... Więc żyjemy! I my żyjemy przecie!!
— Anno — rzekł Franek poważnie — ja nie od wczoraj czuję, że żyjem. Od pół roku rozbudziło się to życie; napróżno przywykli do snu błagali, by snu nie przerywać; potęga tego uczucia była silniejsza nad rozumy ich chłodne.
Tu chłopiec opowiedział jej, jak wczoraj matce, pogrzeb Sowińskiej; ale z większem może jeszcze uczuciem, ze łzami w oczach. Anna płakała rozgorączkowana jego zapałem, rozradowana, promieniejąca... zdawała się rosnąć słów jego potęgą.
Franek pierwszy przerwał długie milczenie westchnieniem, rękę jej do ust podniósł, i łza, jak rosy kropelka, spadła na nią.
— Zgadłam myśl, co się w tę łzę przemieniła — cicho odpowiedziała mu Anna. Tak... nam się podobno ze wszystkiem, cośmy niegdyś śnili, pożegnać potrzeba.
— Pożegnać! A, nie! Ale wszystko to musimy przynieść do ołtarza ofiar ogólnych, i czekać, czy się losom nie podoba wziąć naszej młodości, nadziei, miłości, marzeń, aby z nich usłać drogę zwycięskiemu wozowi odkupienia. Któż wie? Czuję, Anno droga, że nie należę do siebie; że to, co miałem najdroższego, miłość dla matki i ciebie, rzucić będę musiał, gdy mnie powinność zawoła... gdy mnie los na szubienicę męczenników, na