rzeź niewiniątek, na katusze oprawcom lub wygnanie w pustyniach lodowatych skaże.
O Anno!... Jakże drogiemi wydają mi się te chwile odkradzione, ten ranek, to szczęście, że trzymam dłoń twą w rękach, że patrzę na ciebie, że głos twój słyszę, żeśmy jeszcze razem! Jutro!...
— Jutro... zawsze niepewne, mój drogi — odpowiedziała Anna; i ja czuję się Polką, mam męstwo, potrafię zostać wdową, wierną wspomnieniom, choć nie miałam męża, i dotrzymać sercem, com raz przyrzekła usty. Męczennikowi stokroć więcej należy. Nie lękaj się, ja cię nie wstrzymam, łzami nie osłabię... potrafię cierpieć i czekać; a gdy myśl twa przyleci do mnie zdaleka, znajdzie zawsze w białej szacie oblubienicę swoją.
Ty wiesz — dodała — jak ja pojmuję życie, wśród nieskończoności żywota chwilę snu; przebudzimy się z niego na tamtym świecie, podamy sobie ręce i polecimy przed tron Boży, z pyłu ziemi otrzepując skrzydła.
— O, tyś czystym duchem! — rzekł Franek — Ja uwielbiam tę twoją wiarę i spokój. Ale ja nie doszedłem do twej doskonałości, mnie łzy się kręcą za mojem ziemskiem szczęściem; mnie się zdawało, że i ja mam do niego prawo, prawo do tej kromki chleba ubogich u furty klasztoru... a tu przyjdzie umrzeć z głodu!
— Franku, ja, słaba kobieta, pocieszać cię muszę!... Wszakto świat przewrócony! — zaśmiała się Anna. Nie kosztowaliżeśmy tego, co niewiele w życiu ma ludzi czystego przywiązania? Nie jesteśmyż siebie pewn i szczęśliwi w tej chwili?... I myśmy byli w Arkadji!!
— O, krótko!
— Krótko! Długo! Sążto pojęcia, do którychby przywiązywać można wagę?
— Lepiejże zużyć te szaty białe do szczętu i podrzeć je na łachmany, czy w nich zstąpić w mogiłę?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/33
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
31
DZIECIĘ STAREGO MIASTA