Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szymbor, a zresztą pan Szambelan ma tę potrzebę pracy, której nam płoche nasze wychowanie nie dało... Litować się należy nad nami, nie żartować.
— Żartować!! alboż bym śmiał — zawołał Dziadunio — jestem wyrozumiały i gdybym ślimaki lubił nigdybym nimi nie częstował gwałtem. Suum cuique.
Nikomu nigdy się nie sprzeciwiam, z nikogo nieszydzę, nie przerabiam ludzi... zgadzam się na wszystko co chcecie... każdy niech robi z czem mu lepiej... tylko znów hanc veniam petimus vicissim... jam stary, zostawcie mnie przy mojem... Smutno domówił wyrazów ostatnich, gdy służący nie wielkiego wzrostu, krągławy, szpakowaty staruszek, tak prawie jak pan ubrany, w nankinowym spencerze, przy zegarku z ogromnemi dewizkami — prawdziwy typ poufałego sługi przyjaciela — wsunął się niosąc tacę, a na niej w staroświeckim imbryku srebrnym kawę... i omszoną wiekiem butelkę...
Na widok jej lice p. Apollinarego nieco się rozchmurzyło, wiedział on dobrze iż te zewnętrzne starości oznaki nie były fikcyą i sztuką.., że pajęczyny i gruba warstwa pyłu, nie były malowniczą ornamentacyą fałszowanego płynu... jak po garkuchniach paryskich... powstał więc na spotkanie czcigodnej staruszki.