Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

strzów. Dokończyła świetnego wychowania na najdroższej i najarystokratyczniejszej pensyi w Berlinie. Było to coś nakształt kwiatka w wazoniku pod okiem najbieglejszego ogrodnika wyhodowanego. Nie odebrała tego naszego wychowania serdecznego u boku matki, przy jej sercu, wśród rodziny, u ogniska domowego — ale owo oranżeryjne, cywilizatorskie, za szkłem, od którego roślina buja, cudownie rozkwita, dostaje na wystawie medal złoty, i najczęściej potem wyczerpana usycha: tymczasem jednak był to egzemplarz znakomity. Piękna, utalentowana, oczytana, rozumna, trochę poetka, malarka, kompozytorka, całą duszą artystka....., w przyszłości dziedziczka znacznego majątku. Iza miała już lat dobrze dwadzieścia i kilka, a dotąd za mąż nie poszła.
Każdego z pretendentów swoich wyzywała do walki jak owa mytologiczna silnica i pokonawszy z łatwością, gdy egzaminu nie wytrzymał, wyprawiała zawstydzonego z kwitkiem.
Matka nie mogła ani pomyśleć o zmuszaniu jej do niemiłego małżeństwa. Ojciec nie chciał także narzucać i nie było mu pilno ją wydać, zresztą znali ją dosyć rodzice, by czuć że mogła ich posłuchać i nie pójść za tego, za kogoby nie życzyli —