Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale razem wiedzieli, że z pewnością ręki nie odda temu, kogo sama nie uzna siebie godnym.
Proszę sobie wystawić jednę z tych postaci, o których śnią malarze, gdy im przychodzi poetyczną jaką ucieleśnić heroinę — dziewczę średniego wzrostu, kibić jak utoczona, kształty klassycznie piękne, ciemne warkocze które rozpuszczone do stóp sięgały, szafirowe oczy wśród twarzyczki pełnej śmiałego, szlachetnego, myślącego wyrazu. Rysy były tak piękne iż uspokojona fizyonomia wydawała się za zimną, przedstawiała ideał nieokreślony indywidualnie, ale gdy życie wstąpiło w to wejrzenie, gdy oko zapłonęło, gdy usta zadrgały i otwarły się, brwi ruszyły nad powiekami.... czoło zabłysło ideą, a całe oblicze wewnętrzną duszy potęgą odżyło — nie można się było oprzeć urokowi czarodziejki. Budziła więcej podziwu i uwielbienia może niż uczucia, ale gdy chciała, umiała i czucie wywołać, teorye życia były jej dobrze znane... nadto może.
Człowiek prosty a skromny znalazł by ją za śmiałą, do zbytku zawsze myślącą o tem jak ma wystąpić, nadto artystką w najmniejszym ruchu i słowie, ale artyzm ten był wielkiego stylu i smaku, jeźli godzi się wyrazić w ten sposób i łatwo mu