Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wości i ognia, spaszczone były na karty, usta poruszające się zwolna, ukazywały jeszcze zdrowy rząd zębów, a włos wymykający się z pod czepka, był czarnego koloru, przypruszony siwizną. Na tej twarzy malowała się sama prawie obojętność, a rysy regularne nie okazywały na sobie śladu żadnej namiętności. U nóg jej leżał szpic wierny towarzysz trosk i zabaw, na skórzanej poduszce, stuliwszy się w kłębek i niekiedy tylko cichość sapaniem przerywał. W ciemnym kącie postawiony zegar, głośnym i regularnym gankiem, dopo-