Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nowiły straż przednią, a tylnią były ogromne bułki sitniego chleba. Zadziwiający porządek panował w tych szykach, a młoda piekareczka, pulchna i tłuściuchna, jak pączki przed nią leżące, sparta na białej rączce, zamyślona i milcząca, oczekiwała kupców, zwabionych pięknością bułek, lub jej twarzyczki. Z drugiego mniejszego okna widać było, podeszłą matronę, w czépku z szeroką szlarką, w maleńkich skórką obwarowanych okularach, z rozłożoną na kolanach księgą. Oczy jej niegdyś niebieskie, dziś pozbawione ży-