Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

magał szpicowi do przerwania jednostajnego milczenia; i za każdym kwadransem, przedłużonym odgłosem zapowiadającym bicie swoje, ściągał na ciemny cyferblat, oczy staruszki. Taki był widok z dwóch okien wychodzących na plac boju — przed stajnią zaś siedział na ławce drzémiący sługa, w długich bótach, drélichowym spancerze i kapeluszu, na którym nosił znak swego urzędu. Głowa jego dziwne figury kréśliła w powietrzu: raz podnosząc się, to znów w niestałym kierunku spadając na te lub na drugie ramie; na tył, lub z przodu.