Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wlepiając w obudwu pełne ognia spójrzenie.
— Tak jest! odpowiedział śmielszy trochę Puszyński — i wezwaliśmy Pana, abyś nam niektóre trudności rozwiązał.
Mączka nic na to nieodpowiadał, kiwał tylko głową i w milczeniu siadł na krześle. Zrzucił potem barakanowy surdut, zatarł ręce, włożył okulary, odchrząknął, obejrzał się w około i ruszywszy ramionami odezwał się do obydwóch.
— No! czegoż Panowie chcecie odemnie.