Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Pani, o tę śliczną rączkę jéj chcę prosić!
— A ona panu na co?
— Pani się nie domyśla?
— Chcesz ją pan pocałować? tłumiąc śmieszek odezwała się panna.
— Pocałować — i zatrzymać.
Tak pani — dodał z ukłonem Rajmund — od pierwszego wejrzenia stałem się jej wielbicielem. Chcesz mnie pani uczynić najszczęśliwszym z ludzi?
Różyczka zapatrzyła się na bukiet, który trzymała w ręku, ostatnich słów już w żart nie można było obrócić.
— Pan to mówisz — na seryo?
— Możeszże pani posądzać..
— Ja — zależę od Mamy i od opiekuna mojego hrabiego.
— A jeśli oni zgodzą się na to?
Nastąpiła pauza.. Twarzyczka panny przybrała wyraz dziwny, bardzo seryo, wymuszony i fałszywy.
— Niech pan tylko sobie nie wyobraża — gdyby to nastąpić miało, co sobie życzy, żebym ja jakąś niewolnicą być miała. O! już co to, to nie! Chcę zawsze mieć swoję wolę.
Rajmund pośpieszył zapewnić, iż spełni wszystko co tylko będzie w jego mocy.
— Niechże pan pamięta! szepnęła Różyczka, podając mu rękę trochę drżącą.