Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gdy do saloniku weszli, Szambelan po cichu coś poszeptał z panią Adelą, która wzrokiem dosyć ostrym zmierzyła młodzieńca.
Postępowy program oświadczenia nakazywał rozpoczynać od panny.
Po krótkiém preludyum, pani Adela z Szambelanem ustąpiła do gabinetu obok, Okułowicz poszedł naprzeciw do kancelaryi, panna została z kawalerem, zarumieniona nieco, ale w gotowości wysłuchania prośby jego i z podytkowanym programatem odpowiedzi przez matkę.
Patrzała śmiało i wyzywająco.
Poprzedzające odwiedziny już ich oboje zbliżyły i zawiązały pewną poufałość między niemi.
Trzymając kapelusz w ręku, zbliżył się Rajmund.
— Pani się nie domyśla, z jaką ja zuchwałą prośbą dziś tu przybyłem? odezwał się.
— Jakże ja się mam domyśléć tego? śmiejąc się odpowiedziała panna, któréj oczy mówiły że wiedziała doskonale o co chodziło. Naprzykład?
— Nie będzie się pani gniewała?
— Jeśli pan nie powiesz jakiéj niedorzeczności.
Wejrzenie jéj zarazem zdało się powiadać. —
— Nie nudźże i mów... boć ja dobrze wiém czego chcesz.
Rajmund wyciągnął rękę....