Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

woli matka, jak tą nieszczęsną nowiną. Spodziewałam się po tobie więcej rozwagi, i więcej uczucia godności własnej.
— Ja właśnie chcę, czując się lepszego losu godnym, dobijać się go! — zawołał Rajmund.
— Ale nie na takiej drodze — dodała matka poważnie. Tych twoich państwa Okułowiczów z ich wychowanką widywałam nieraz w kościele: uczynili na mnie wrażenie przykre, są nadęci, są śmieszni. Panna nawet w kościele przyzwoicie się znaleźć nie umiała, śmiejąc się, chichocząc, oglądając. Okułowicza znają jako płochego człowieka — a ona!!
Tu zamilkła.
Rajmund stał i słuchał.
— Cóż mnie obchodzi Okułowicz? zapytał.
— Ale matka?
— Matka jest bardzo pięknie wychowana i bywała w najpierwszych domach, począł Rajmund.
— Tego po niej nie poznać — odezwała się p. Marwiczowa. Proszę cię — nie mów mi o nich. Przebaczam ci, że jako młody mogłeś dać sobie im zawrócić głowę, ale spodziewam się że to zbyt daleko nie zaszło. Ja na to nigdy nie pozwolę.
Słysząc to Rajmund, rzucił się do rąk i kolan zaczynając całować matkę.