Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lata stosowne, powiedz mi sam co to za stosunki? Jak ty, syn ojca, który nigdy żadnemu fałszowi w życie swe wedrzeć się nie dozwolił, możesz pomyśleć o podobnym związku? Panienka bez nazwiska, z małżeństwa, jak sam mówisz, nieuznanego za ważne, wychowana...
Widziałeś ty kiedy Okułowicza? — dodała w końcu.
Rajmund stał trochę zmieszany.
— Proszę Mamy pozwolić mi się wytłómaczyć — odezwał się z wymówką jakąś w głosie. Nieboszczyka ojca położenie w obywatelstwie i na świecie było całkiem inne niż moje. Ja niemam nic, a kiedy mi się trafia i protekcya i posag, cóż ja tam mam zważać na jakieś szlacheckie przesądy.
— Bój się Boga! przerwała matka. Ty to nazywasz przesądem!! Co ci jest? Nie masz nic. ale masz młodość i pracę, powinieneś swą przyszłość sobie być winien, nie protekcyi i posagowi panny.
W głosie staruszki czuć było poruszenie prawie gniewne; Rajmund się niecierpliwił
— Rachując na moję młodość i pracę, zawołał, będę do siwego włosa się męczył, nim kawałka chleba się dorobię. Dla siebie, dla sióstr, dla brata chcę prędzej dojść do czegoś — i nie myślę odrzucać gdy się trafia szczęście.
— Romku! ty to nazywasz szczęściem! odparła matka, ja w tém widzę upokorzenie i zgu-