Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/416

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Profesorowa godziła się z mężem na to, iż owo szczęście Jankowi obiecywane, zgubą byłoby dla niego.
Chłopiec któremu nie ukrywano, iż nim w ten sposób bez wiedzy jego rozporządzono, śmiał się wesoło i niewielką do tego przywiązywał wagę. Miał tylko w zarozumiałości swej chłopięcej jednę urazę do rodziców, iż oni nie wierzyli w to że on — on się czuł tak silnym, iż stryja mógłby był przerobić, nawrócić...
Kwiryn smutnie się uśmiechał z tego. Janko czuł w sobie taką ducha potęgę, iż mu żal było że próby nie dopuszczono.
— No — rzekł Kwiryn, ja wolę żebyś nie próbował.
Umiem cenić swobodę jaką daje majątek; jest ona narzędziem, jest dźwignią, daje niezależność człowiekowi — lecz zbyt drogo ją nabywać — niegodzi się...
Wkrótce potém dowiedział się profesor, że natychmiast po jego wyjeździe Radca posłał po młodego Barona, który przybył z ojcem i matką, adoptował go prawnie, wyrobił dołączenie nazwiska i zabrał usynowionego do siebie.
Nie skończyło się na tém, gdyż młodzieniec wzięty do domu p. Rajmunda, wkrótce tak szalenie dokazywać i takie długi robić zaczął, tak się obchodził z przybranym ojcem, że pod ścisłym nadzorem musiał go Rajmund wysłać gdzieś za