Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/414

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Znowu od objęcia go i uścisku zaczął Kwiryn.
— Kochany mój, drogi, rzekł, jestem ci nieskończenie wdzięczen, za dowód serca dla mnie, dla dziecka mojego.
Tu spoczął nieco.
— Wiesz co — dodał — rozmyśliłem się. Janek był tak wychowany poprostu sobie, do losu jaki mu był przeznaczony, że przerobić go byłoby trudno! Sam powiadałeś, że ma pojęcia z twojemi niezgodne, wzięte ode mnie. Ty wiesz najlepiej, żeśmy się kochając, nie godzili nigdy! Dla ciebie dogodniej, lepiej będzie gdy zaadoptujesz syna Julii, którego łatwiej przyswoisz.....
Kwiryn mówiąc to, łykał, jąkał się, przerywał, słów mu brakło — czerwieniał, bladł i ledwie dosłyszanym głosem skończywszy, raz jeszcze uścisnął brata.
Rajmund blady był strasznie, warga dolna mu drgała; rozgniewany udawać musiał obojętnego...
— Dobrodziejstwa się nie narzuca gwałtem — rzekł zimno. Ty najlepiej sądzić możesz co dla syna twojego korzystniejsze...
Zdawało mi się... ale nie mówmy o tém...
Usiadłszy w krześle, Radca zapatrzył się w okno, zapalił cygaro, bąknął coś o rzeczach obojętnych. Coraz dumniej spoglądał na brata, coraz się stawał chłodniejszym. Niemal dawał mu do zrozumienia, że już nic z sobą więcej do czynienia nie mieli...