Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/396

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pojęcia życia rozchodziły się znowu tak, bardzo u braci, że profesor wolał zaniechać nawracania i sporu.
Skończył więc na pożegnaniu i życzeniach, które roztargniony, sobą zajęty, przyjął Rajmund obojętnie.
Nazajutrz profesor w kożuchu, uśmiechając się na myśl, iż go czeka dworek spokojny w Żulinie, śpieszył tak rad wyswobodzeniu, iż po drodze nucił coś fałszywie. Chłopak siedzący na koźle, który pana śpiewającego nigdy nie słyszał, za każdą razą ciekawie ku niemu głowę odwracał.