Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/397

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.


Upłynęło znowu lat kilka; profesor utył i zestarzał, ale Janek jego wyrósł na ślicznego chłopca. Co więcej, nietylko że się uczył doskonale i z nagrodami przechodził z klasy do klasy, ale nauka w nim umysłu i pojęcia żywego nie spętała. Było to dziecię wielkich nadziei, ukochane przez ojca i matkę, a z powierzchowności nawet tak piękne i miłe, że serca wszystkich zdobywało.
W Żulinie, oprócz tego co przynoszą lata z sobą, nic się nie zmieniło. Dworek stary trzymał się, mniej czując wiek swój niż ludzie, w ogródku powyrastały drzewa trochę, czego nikt nie postrzegł... Stare szopy i stodoły popodpierano — żyło się tu jak dawniej, nawet szafy z książkami, z konieczności umieszczone w sieni, dotąd w niej pozostały.
Profesor miał tę pociechę, że parę studyów uczonych na świat wydał i zyskał poszanowanie, a nawet pewne imię pomiędzy filologami. Praco-