Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/395

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gospodarz wysłuchał i do siebie zastosowując co brat mówił, wtrącił.
— Ty już masz dom i rodzinę — ja dwa razy wpadłem nieszczęśliwie w kałużę i śmiecia — teraz czas pomyśleć o przyszłości!!
— Spodziewam się — rzekł cicho profesor, iż tak późno zabierając się do słania gniazda, będziesz ostrożnym... Nie potrzebujesz ani majątku, ani koligacyi, bo tych zużytkowaćbyś już nie mógł; żeńże się sercem i zrób wybór taki abyś go nie żałował.
— Do pewnego stopnia związany jestem, odparł roztargniony Rajmund. Nie mogę szukać sobie pary nisko, należę do świata do którego majątek mnie kwalifikuje — potrzebuję kobiety z wychowaniem, z pewną dystynkcyą.
Spojrzeli sobie w oczy i Rajmund dostrzegł, że profesor ruszył ramionami.
— Tak jest! tak jest! począł gorąco Radca. Dobiłem się w świecie stanowiska, na którém się utrzymać muszę.
— Nie chcesz więc nigdy żyć dla siebie samego? dla serca swojego? odezwał się Kwiryn nieśmiało.
— Zdaje mi się, że wymagania serca i ambicyi pogodzić się dadzą. Z prostą kobietą, choćby najpoczciwszą, żyćbym nie mógł...