Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/379

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rozstali się tak i profesor powrócił do domu zasmucony, nie tając przed żoną iż był bardzo niespokojny o brata.
Zdawało mu się, że Rajmund cośby o sobie powinien napisać i donieść, lecz i święta nadeszły a listu żadnego nie było.
Po sąsiedztwie chodziły wieści, o których wiedziała Faustyna, ale do męża z niemi nie śpieszyła; powiadano iż śmierć samej samej pani była jakaś zbyt nagła i nienaturalna, że po niej wyszedł na jaw testament na korzyść męża, któremu zadawano wprost, że został czy sfałszowany czy podpis miał podrobiony.
Rodzina uboga nieboszczki rozpoczęła już była proces, który powszechną obudzał ciekawość, bo się spodziewano w nim zeznań sług jakichś, szczegółów o pożyciu państwa Rajmundowstwa niezmiernie drastycznych.
Niektórzy rozpowiadali, że p. Radca winien był tylko swoim stosunkom i protektorom, że nie został aresztowanym. Straszliwe jakieś podejrzenia, jak chmury czarne unosiły się po nad tą tajemniczą sprawą. Zdawało się zacnej profesorowej, iż dłużej taić tego przed mężem nie mogła, uważała bowiem za obowiązek jego, aby jeżeli się da, przyszedł w pomoc bratu, a przynajmniej współczucie i gotowość służenia mu okazał.