Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nek, Okułowicz pobiegł na ganek. Powóz zatrzymywał się właśnie przed dworkiem. Po prawej ręce w nim siedział bledszy i mizerniejszy niż zwykle, szambelan Ch... trzymający się jednak sztywnie i prosto, w peruczce nowej na głowie, strojny i wyświeżony. Przy nim oko baczne pani Okułowiczowej i panny Róży, dostrzegło przez szyby młodzieńca, który obu kobietom, po widywanych w miasteczku i okolicy, wydał się — Antinousem.
Byłto pan Rajmund, który wiedząc, po co go tu wieziono, starał się wystąpić w jak najpiękniejszém świetle.
Wistocie prezentował się bardzo korzystnie.
Nim weszli do salonu, Różyczka żywo przypadła do matki i do ucha jej szepnęła.
— Bardzo przystojny.
Okułowiczowa idąca już ku drzwiom na spotkanie, potwierdziła to skinieniem głowy.
W tejże chwili, znany nam już nieco z opowiadania Rajmunda, Szambelan wchodził do pokoju, z twarzą na wpół melancholiczną, pół rozweseloną, witając piękną panią Kaznaczejową po francusku.
— Zawsze piękna i wiekuiście młoda!! szepnął.
Odwrócił się, aby Rajmunda zaprezentować. Nazwisko jego, jak się zdało, nie obce Kaznaczejowi, na nim jakieś wątpliwe uczyniło wrażenie.