Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z widoczném zajęciem Szambelan przystąpił do kwitnącej w tej chwili rumieńcem silnym Różyczki, ściskał ją za ręce, i szeptał coś pożerając ją oczyma. Dziewczę ze zręcznością niewieścią razem uśmiechało się do starego, zalotnie zaczepiało młodzieńca, i pyszniło się sobą przed niemi obu. Pani Okułowiczowa poprowadziła Szambelana na kanapę, Kaznaczej zajął się młodym Rajmundem; Różyczka przysiadła się do matki.
Pomiędzy Okułowiczem a gościem, w ciągu nic nie znaczącej rozmowy, odbył się wzajemny przegląd i rozpoznawanie. P. Bernard, którego nazwisko nie bardzo ucieszyło, bo wiedział że je nosiła rodzina zubożała, dosyć obojętnie przyjmował pana Rajmunda, który rozpatrzywszy się w nim, rzucał już oczyma ciekawemi na panią i pannę.....
Na krótko rozmowa stała się powszechną, tak że nawet panna Róża się do niej wmięszała; następnie Szambelan zniżył głos i począł coś poufnie szeptać z Kaznaczejową, Okułowicz musiał się oddalić dla dopilnowania przygotowań do stołu, Różyczka, widząc pana Rajmunda osamotnionym, rezolutnie zwróciła się do niego.
— Pan mieszka na wsi?
— Nie, pani — dotąd byłem lat kilka w Wilnie, a na wsi nie myślę mieszkać..
— W Wilnie! podchwyciła panna. Ja także niedawno wróciłam od Dejblów....