Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/366

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lamy jej twarzy wystąpiły sino. Rajmund drgnął wiedząc że ją to obrazi, profesor bynajmniej na to nie zdawał się zważać.
Z zaciśniętemi ustami, gospodyni spójrzała bystro na męża.
Zamilkli wszyscy. Wtém pan Henryk z pańskim tonem raczył zwiastować, że do stołu dano i drzwi jadalni otworzył, naprzeciw których bufet srebrami napełniony jaśniał zdaleka.
Stara podniosła się z trudnością, i nie podawszy ręki Kwirynowi, sama poszła przodem do stołu. Za nią ciągnął profesor, a za nim szedł gospodarz. W pokoju jadalnym, wzywana do stołu tylko wówczas gdy nie było gości, panna Grzybska, istna jędza, mało co młodsza od jejmości, stała już czekając na swą panią. Straszna jej twarz złością i szyderstwem napiętnowana, z oczkami małemi, otoczona peruczką i loczkami rudawemi, była podobna do poczwarnej maski starego greckiego teatru, szczególniej z ust dziwnie szeroko rozkrojonych, z wargami grubemi i obwisłemi.
Posadzono Kwiryna przy pani, a za nim tego domowego cerbera, który wejrzeniem krwawém mierzył to samego pana, to jego brata.
Miał profesor Kwiryn ten wielki przymiot ludzi prawdziwie wyższych nad tłum niski i tłum wysoki, że się nie dawał ani zmięszać, ani sobie niczém zaimponować. Nie miały dla niego wielkiej wartości ani srebrne półmiski, ani wspaniała