Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/359

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W takim stanie rzeczy domyśléć się łatwo, iż p. Rajmund nie mógł bez zezwolenia żony brata na obiad zaprosić.
Powróciwszy z przechadzki, zastał już w salonie, zawsze przyciemnionym pod pozorem słabości oczu, a w istocie dla stanu fizyognomii samej pani — kilku zwykłych gości, ulubieńców gospodyni. Byli to jej partnerowie wistowi, roznosiciele płotek miejskich i pochlebcy, ludzie lat średnich, w większej części urzędnicy wyżsi i obywatele. Niektórzy z nich znali ją jeszcze jako Szambelanową i zaszczycali się dawno łaskami jej, z wielbicieli przeszedłszy na przyjaciół domu.
Obiady państwa Rajmundostwa sławne były pod względem gastronomicznym, gdyż i pani i on dbali bardzo o stół wykwintny. Stara jejmość jadła wiele, chciwie i lubowała się w przysmakach. Zawczasu przed każdym obiadem zapowiadała czego się goście spodziewać mieli, czasem tajemniczo ogłaszała, że coś nadzwyczajnego ma być na stole. Pod tym względem p. Rajmund skarżyć się nie mógł, gdyż karmiony był i pojony doskonale, a piwnica nic nie zostawiała do życzenia. Ex-Szambelanowa lubiła kieliszeczek likieru po kawie, a przy stole wino wytrawne i lat najlepszych.
Rozmowa przy obiedzie, jak to bywa u gastronomów, nigdy nie przechodziła w stan gorącz-