Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na każdym kroku swej drogi stal spokojny, pewien siebie, wiedział że studnia dna nie miała, gdy Rajmund dna budował, które się pod nim załamywały....
Chciał ze swej strony także się czémś pochwalić.
— No — odezwał się — ja ci wielce twych zdobyczy naukowych winszuję, lecz muszę ci téż pochwalić się, żem i ja nie wyszedł z rękami próżnemi.
Prawda, pierwsze kotki za płotki, ożenienie moje z Różą wcale mi się nie powiodło — ale następstwa jego zapłaciły za tę omyłkę. Poszczęściło mi się z teraźniejszą żoną moją, jej winienem całą krescytywę...
W czasie pierwszego pobytu w stolicy poznałem grunt, później z tego korzystałem, Róża mi pomagała. Wykwitowałem kredytorów, pospłacałem ich, majątek nabyłem... Później przyszły spekulacye różne, które się wiodły, dziś...
Tu Rajmundowi na myśl przyszło, że chwalić się zbytniemi dostatkami nie było bezpiecznie, i — dokończył.
— Dziś, prawda jestem jeszcze w dorobku, mam ciężary, ale z niczego zrobić to co ja — także sztuka!
Kwiryn nie zaprzeczał.
— Główna rzecz, zapytał — jesteś szczęśliwy?