Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zagadnienie było niedyskretne, ale z list brata ujść mogło. Radca pomilczał trochę i odparł zimno.
— Bardzo!!
Ten wyraz stanowczy, zamykający usta dalszemu badaniu, był wyrzeczony tak jakoś bez uczucia, bez przekonania, iż profesor posłyszawszy go, zwrócił oczy na wychudłą, bladą i pomarszczoną twarz brata, i — nie pytał więcej. Czuł że ten biedny człowiek nie chciał być badanym.
— Chciałbym cię — odezwał się Rajmud, prosić do mnie choć raz na obiad. Ale jestem tak ciągle obarczony natrętami, gośćmi, klientami, iż nie wiem którego dnia potrafię drzwi im zamknąć, abyśmy byli sami. Bawisz tu długo?
— Rad nie rad, dni kilka jeszcze — rzekł profesor — ale proszę cię, ze mną sobie nie rób subiekcyi. Szczęśliwy jestem żeśmy się widzieli, mam nadzieję że choć na chwilę widzieć się będziemy jeszcze...
— Ja ci dam znać, którego dnia będą wolny, odparł Radca.
Zapraszać cię, kiedy muszę przyjmować damy wielkiego świata dla mojej żony, lub dygnitarzy których ja potrzebuję, byłoby to męczyć cię niepotrzebnie...