Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/350

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

liło przed światem. Ja się podnoszę nią, uzupełniam, wykształcam, rosnę. Myśli zaś które na tak uprawnym gruncie zakiełkują i dojrzeją, jeśli istotnie zasługiwać będą na to, zostawię po sobie!!
Możeż piękniejszy cel mieć człowiek nad zużytkowanie tych darów, które otrzymał, i spotęgowanie sił pożyczonych mu od Boga!
Zapał z jakim profesor mówił, w początku usposobił Rajmunda szydersko, potém zaczął go zdumiewać, naostatek obudził w nim rodzaj poszanowania.
Biedak ten, którego cały majątek nie równał się rocznemu dochodowi p. Radcy, taki był jakiś wielki, potężny, swobodny w tej chwili egzaltacyi, iż Rajmund mimowolnie mu pozazdrościł. Poruszył głową, zrobił jakiś ruch dwuznaczny — odpowiedzieć nie umiał.
Nad wszystko uderzało go to, że ten hreczkosiej uczony był tak rad ze swojego losu, tak szczęśliwy tak obojętny na to co się działo w reszcie świata — jakby sobie lekceważył to właśnie, o co w pocie czoła, w walkach ciężkich on się dobijał, a dobiwszy się, nie czuł się wcale zapokojonym.
Z jego chciwością majątku i wywyższenia działo się jak z żądzą wiedzy profesora: im więcej się napawał, zdobywał, tém pragnął więcej. Ta tylko różnica była między niemi, iż Kwiryn