Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Uścisnął go.
— Tak! mówił dalej — dotrzymałeś coś wówczas sobie zamierzał, doszedłeś do wszystkiego czego pragnąłeś — musisz być szczęśliwy! Ja, także — mam czegom pożądał, mierność i spokój, chatę cichą, książki...
— Z tą różnicą, przerwał z trochą dumy Rajmund, że ja — zdobyłem com chciał mieć, a ty na drodze naukowej, którą iść chciałeś, nie zaszedłszy daleko, cofnąłeś się.
— Ale mylisz się! mylisz! zawołał żwawo profesor. Nie sprzeniewierzyłem się mojemu Bogu. Jak ślęczałem i uczyłem się w akademii, tak uczę się i studyuję coś ciągle. Zakres wiedzy mojej rozszerzył się. Nie chwaląc się, umiem dużo, a niechcąc być zacofanym, ciągle zdobycze nowe do dawnych dokładam. Nauka jest studnią niewyczerpaną, a więc i źródłem zawsze żywém nowych roskoszy...
Żona, poczciwa żona pracuje ze mną, pomaga mi!
Kwiryn śmiał się mówiąc i promieniał. Rajmund uśmiechnął się téż.
— Przecież jaki z tego rezultat? co ci z tej nauki? Ze światem się nią nie dzielisz! Nie drukujesz podobno nic? nie słyszałem przynajmniej.
— Mało! mało! odparł profesor skromnie spuszczając oczy — lecz — kochany Rajmundzie — celem nauki niekoniecznie jest, aby się nią chwa-