Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kwiryn odparł, że chciałby się widzieć z panem.
Tymczasem płaszcz mu się odchylił, i pod nim pokazał frak — a biała chustka na szyi.
Służący wiedział, że po fraku przed południem włożonym i po białej chustce na rano, poznaje się ubogich natrętów, którzy obyczajów świata nie znają; skrzywił się i patrząc w okno, odparł mu zimno, iż Jaśnie Pan Radca o tej godzinie nie przyjmuje.
Profesor zapytał więc pokornie, kiedyby mógł się widzieć.
Na to pytanie natrętne, służący nie odpowiedział rychło i lekceważąco w końcu, siadając na swe krzesło, rzekł, jakby się go pozbywał.
— Bywa różnie — ja tam nie wiém. Proszę przyjść kiedyindziej...
Kwiryn który przewidywał, iż go tu coś podobnego spotkać może, miał już zawczasu przygotowany bilet, wystrzyżony z kawałka papieru i własnoręcznie podpisany; wyciągnął go więc służącemu, który nawykły będąc do kart wizytowych na pięknym papierze, z herbami, ledwie raczył przyjąć i rzucił na stoliczek stojący blisko, o który ziewając się opierał.
Krótka ta scena w przedpokoju brata, uczyniła na Kwirynie wrażenie dziwne; śmiać mu się chciało. Cała ta wielkość i państwo nie obudziły w nim najmniejszego ani poszanowania ani za