Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wybrawszy się, przechodząc około restauracyi w której z Wilna wyjeżdżając się żegnali, pomyślał sobie jak się to zmieniły czasy. Rajmund dotrzymał słowa, wyrósł jak obiecywał, lecz czy był szczęśliwym?? O tém się miał dopiéro przekonać. Żydek poprowadził go do kamienicy, będącej teraz własnością p. Rajmunda. Kwiryn znał ją dawniej, lecz była do niepoznania odmienioną, aby na mały pałacyk wyglądała. Państwo Marwiczowie zajmowali ją całą. Na dole stała służba i znajdowały się składy, na pierwszém piętrze apartamenta paradne i pokoje pani, na drugiém stał sam p. Rajmund, sekretarz jego i kancelarya. Mnogie interesa czyniły ten dwór nieodbicie potrzebnym.
We wrotach opatrzonych we dwie misternie rzeźbione latarnie, stał szwajcar, który mu ukazał na wschody, a że żądał widzenia się z panem, kwaśno posłał go na drugie piętro.. Cisza uroczysta panowała w domu pięknie urządzonym, ale smutnym. Zaszedłszy po dywanach na piętro, domyślił się Kwiryn drzwi i otwarłszy je znalazł w obszernym przedpokoju. Tu na krześle wygodném spoczywał służący w liberyi, poważna i przejęta ważnością stanowiska swojego postać, która się podniosła z pogardliwą miną na widok wchodzącego i mierząc go od stóp do głowy, spytała czego sobie życzył.