Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzo dobrze, iż profesorówna kochała się w Kwirynie. On temu zaprzeczał dowodząc, iż nikt w świecie w nim się kochać nie mógł, i że panna jeśli dlań miała trochę szacunku — to już było bardzo wiele.
Siostra miała najmocniejsze przekonanie, iż po tym śmiesznym roku próby, brat się niezawodnie ożeni; zawczasu więc już robiła do tego przygotowania w domu...
Kwirynowi na pół dane słowo zupełnie zwichnęło życie; chodził trwożnemi myślami miotany, niespokojny — niekiedy opanowany do tego stopnia obawą jakąś, że mizerniał, i najulubieńsze prace swe rzucać musiał, nie mogąc się zająć niemi.
Naówczas Jadzia, znająca go już doskonale, śmiechem i żartami rozpraszała te smutki.
Od Rajmunda wprost żadnych nie było wiadodomości, ludzie jednak wiele o nim mówili, i nim się zajmowali. Wziął się zaraz bardzo czynnie do interesów, i już się to odbijało w majątku, który Szambelan zostawił w sąsiedztwie. Wierzycieli opanowała trwoga wielka; niektórzy z nich w fałszywém przekonaniu, iż Kwiryn mógł mieć wpływ jaki na brata, poprzybiegali do niego z prośbami o pośrednictwo i narzekaniami na niesłychane zamachy, któremi groził im mąż pani Szambelanowej.