Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/328

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czas pieszo z sobą, tak się urządziwszy, aby rozmowa ich do uszu rodzicielskich nie dochodziła.
Przy ostateczném już w bryce pożegnaniu, całując w rękę matkę melancholiczną, odezwał się Kwiryn.
— Niech pani pamięta że mam słowo — na przyszłe wakacye!!
— Tak, ale na święta wyborniebyś pan nam mógł oddać rewizytę, przerwała Faustyna. Rok okrutnie długi się wyda...
Seneka z całej duszy zapraszał; stanęło na tém, że Kwiryn w czasie świąt się obiecał.
We dworku Żulińskim wydało się straszliwie pusto, a jakby naumyślnie panna Faustyna pozostawiła po sobie wszędzie widome wspomnienia. Książki były przez nią uporządkowane, w niektórych ona zakładki powsuwała. Na stoliku Kwiryna znalazł się kartelusz, a na nim dwa wiersze Horacyusza napisane jej ręką, — wielkiego znaczenia. Co najprędzej schował je do pugilaresu Kwiryn, i gdyby się nie wstydził, byłby je pocałował...
Siostra teraz gdy pozostali sami, takie mu ciągle robiła wymówki, tak go prześladowała Faustyną, do której się przywiązała, iż Kwiryn naostatek jej się przyznał, że — tylko dla większego upewnienia się się o własném i jej sercu, na rok ostateczne postanowienie odłożył.
Jadzia śmiała się i gniewała razem; jej pilno było dla brata i dla Faustyny, bo wiedziała bar-