Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wyprowadziła wszystkie skorupki, porcelanę, obłamki jakie tam długo spoczywały.
Przyszłe życie brata i siostry, obiecywało się tu, jeżeli nie bardzo obfitém w roskosze, niezbyt dostatniém, przynajmniej spokojném i miłém. Jadzia obejmowała gospodarstwo całe nietylko kobiece, ale część męskiego, którego Kwiryn dopiéro uczyć się musiał.
Nie było już doń starego Gierstuta; następca, także dawniej sługa Marwiczów, poczciwy ale nie zbyt obrotny Panasiewicz, potrzebował wskazówek i dodawania mu odwagi, trwożył się bowiem najmniejszą rzeczą niepotrzebnie.
Kwiryn obiecywał wziąść się gorąco do gospodarstwa i uczyć się go z praktyki spodziewając iż parę lat starczy na obznajomienie z niém. Miał téż na myśli sprowadzenia sobie dzieł o praktyce rolniczej, któreby mu posiłkować mogły.
Nazajutrz rano potrzeba było przystąpić do rozpieczętowania pisma urzędowego, które taką w pannie Jadwidze budziło obawę.
— Powiększyła się ona, gdy Kwiryn, rzuciwszy okiem na nie, zbladł, ręce załamał i krzyknął.
Pismem tém oznajmywano mu o zgonie nagłym pana Ottona von Kellnera, zmarłego w stolicy, który na parę dni przed śmiercią rozporządzeniem testamentowém, przy świadkach uczynioném ze